sobota, 6 grudnia 2014

Krem z pora

Pycha!
W zasadzie tyle mogłoby posłużyć za rekomendację... I niech posłuży ;)

Wiem, ze dziś dzień Czerwonego Świętego Mikołaja. Ale wiecie, ze pierwotnie tenże święty, chadzał w zielonym wdzianku? Dopiero reklama słynnego napoju na "C" z początku lat 30. spopularyzowała i utrwaliła jego wizerunek jako Pana w Czerwieni.
Ot, taka ciekawostka... Mam nadzieję, że nie wpłynie ona na ilość dostarczonych dziś prezentów? :>
Składniki:
2 łyżki masła
2 duże pory (bez liści)
1 litr bulionu - jak dla mnie w przypadku kremu z pora najlepszy jest bulion warzywny
1 średnia cebula
4-5 średnich ziemniaków
1/2 łyżeczki posiekanego koperku
1 łyżeczka posiekanej bazylii
1/2 łyżeczki posiekanego majeranku
sól i pieprz do smaku

Pory pozbawić liści i pokroić w krążki.
W garnku stopić masło i wrzucić na nie pory i cebulę pokrojoną w kostkę. Podsmażać do czasu aż pory zmiękną i się lekko przyrumienią. Zalać bulionem, dodać pokrojone w kostkę ziemniaki i posiekane przyprawy. Gotować do czasu aż ziemniaki zmiękną - wtedy wszystko dokładnie zblendować na gładką masę. Doprawić solą i pieprzem.

Prawda, ze proste? ;)

Można podawać z małymi grzankami, grzankami czosnkowymi, posypką z podsmażonej cebulki, świeżymi ziołami... z czym dusza zapragnie!

Smacznego :)

środa, 3 grudnia 2014

Pierogi ruskie

Pierogi ruskie są u nas w domu raczej rzadkością, bo jadam je tylko ja. Jadam i ubóstwiam!
Swojego czasu spotykałyśmy się ze znajomą i potrafiłyśmy pół nocy lepić właśnie ruskie w ilościach hurtowych - zawsze wychodziły nam ostre i przepyszne! :)
Zbliżają się święta - u mnie na stole wigilijnym pierogi są zawsze. Nie są to ruskie pierogi, ale takie z kapustą i grzybami. Ale może przyda Wam się ten przepis? Może użyjecie przepisu na ciasto pierogowe? Zapraszam :)

Składniki:
Ciasto:
1/2 kg mąki pszennej
1 płaska łyżeczka soli
1,5 łyżki oleju
1 szklanka ciepłej wody (nie wrzątku!)
Farsz:
1/2 kg ziemniaków
1/2 kg białego sera - najlepiej tłustego bądź półtłustego
1 duża cebula
2 łyżki masła
przyprawy do smaku - sól, pieprz, ew. ostra papryka

Ciasto:
Mąkę łączymy z solą i wysypujemy na stolnicę. Dodajemy po trochu ciepłej wody z olejem i zagniatamy ciasto - ma być miękkie i plastyczne. W razie gdyby ciasto się kleiło - podsypujemy je delikatnie mąką, ale nie za mocno, bo nie będzie się chciało zlepiać.
Ciasto, którego nie używamy, przykrywamy ściereczką, żeby nie wysychało.
Ciasto, z którym pracujemy, wałkujemy cienko i wykrawamy z nich kółka (u mnie najlepiej do tego nadaje się... zakrętka z dużej puszki kakao Puchatek ;))

Farsz:
Ziemniaki gotujemy do miękkości. Tłuczemy i studzimy - ziemniaki nie powinny mieć grubek, dlatego dodatkowo można go przepuścić przez praskę. Przez praskę przepuszczamy też biały ser i dokładnie oba składniki mieszamy.
Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na patelni z masłem. Dodajemy do sera z ziemniakami, dokładnie mieszamy i doprawiamy farsz do smaku.

Na kółka ciasta pierogowego wykładamy solidną łyżkę farszu (bądź tyle, ile się zmieści, tak, by dało się sklejać ciasto), składamy na pół i zlepiamy boki. U mnie w domu robiło się to zawsze widelcem, stąd ten ślad widoczny na zdjęciu ;)
Tak przygotowane pierogi układamy na stolnicy lub blacie wysypanym mąką i przykrywamy ściereczka, żeby nie obsychały.
Pierogi wrzucamy do gotującej się wody z dodatkiem oleju - dzięki temu nie będą się sklejały. Gotujemy do momentu wypłynięcia pierogów na powierzchnię wody i dodatkowo jeszcze 2 minuty.

Wyjmujemy łyżką cedzakową na sitko i przelewamy zimną wodą.
Jemy od razu lub mrozimy po całkowitym ostygnięciu.

Ja podaję z podsmażoną cebulką. Pyszota :)

Smacznego :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Palcem po mapie:Warszawa, Gringo Bar

"Chciałem mieć swoje miejsce, w którym spokojnie mógłbym sobie posiedzieć, spotkać się ze znajomymi, nakarmić ich, pogadać... I tak powstał Gringo Bar." Coś sprawiło, że to zdanie, wyczytane w weekendowym wydaniu portalu gazeta.pl przykuło uwagę PanaMęża.
No to poszliśmy. Dopiero po wizycie, dzięki KukBukowi, dowiedziałam się, zę to zdanie wypowiedziane przez Macieja Bilkę, czyli "Bilona". Każdy, kto słucha hip-hopu i/lub kojarzy Hemp-Gru wie o kim mowa.
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://kukbuk.com.pl/miejsca/1510,gringo-bar

Zostałam więc wyciągnięta do Gringo Baru parę dni temu i... było ostro! Ale po kolei...

Gringo mieści się na Mokotowie, na parterze jednej z mokotowskich kamienic, przy jednej z wąskich uliczek. Przygotujcie się więc na problem z miejscami do parkowania, jeśli planujecie się tam udać samochodem.
Wnętrze jest maluteńkie - 2 długie stoły z miejscami do siedzenia dla około 10 osób. Na stołach dzbanki z wodą i miętą i papierowe kubki. Się ludzie częstują!
Na zewnątrz 2 stoliki i parę krzeseł.
W środku meksykańskie czaszki w bandanach - w końcu o kuchnię tex-mex chodzi!

Menu raczej niewielkie, a obsługa chętnie wytłumaczy co i jak i co warto.
Ceny? Zupa - 15 zł, burrito i quesadilla - 20 zł (mała), 25 zł (duża), tacos - 25 zł za 3 sztuki.
Drogo czy niedrogo - trudno dyskutować, zwłaszcza, że właściciel i obsługa podkreślają, że za tę jakość mięsa i składników - nie da się taniej. A składniki, co możemy potwierdzić - świeże i naprawdę wysokiej jakości!

My oboje zdecydowaliśmy się na duże burrito i to  nim będzie teraz mowa.
Ja zdecydowałam się na burrito z chilli con carne, PanMąż z gringo chicken (kurczak z kukurydzą, fasolą i groszkiem). Ja z sosem łagodnym,  PanMąż ze średnim. Warto wiedzieć, że sos ostry jest ponoć naprawdę ostry - aż boję się pomyśleć jak bardzo, biorąc pod uwagę to, co my dostaliśmy ;)
Do każdej potrawy dobiera się dodatki w wersji standard, extra bądź super. My wzięliśmy wersję standard bez śmietany (a w zasadzie jogurtu ;)).

Moje chilli con carne - dobre, choć żałuję (ale to moja wina), że wzięłam z kolendrą. Zawsze zapominam, że za nią po prostu nie przepadam... No ale... Mięso - super! Przyprawione - super! No, prawie - do momentu aż nie natknęłam się w mojej porcji na ogromny kawał ostrej papryki. Jako, że moja tolerancja ostrości jest na dość niskim poziomie, choć i tak wzrosła odkąd poznałam PanaMęża, to prawie popłynęły mi łzy. Wiem - chilli, czyli powinnam być gotowa na ostrość, ale nie aż taką ;)

PanMąż w tym czasie zajadał się gringo chicken, czyli już wspomnianym farszem z kurczakiem, kukurydzą, fasolą i groszkiem, z sosem średnim. I gdyby nie ten sos średni to z miejsca bym się z nim zamieniła, bo tym razem, o dziwo, zdecydowanie bardziej mi smakowała jego wersja.

Dwie ważne rzeczy:
1. jeśli zje się całą papryczkę habanero - je się za darmo. Od razu z tego miejsca gratuluję odważnym ;)
2. w lokalu mogą się stołować wegetarianie i bezglutenowcy

Czy wrócimy? Nie wiem, być może. Ale do spróbowania - polecam.
Może w końcu suszarnie, frytkownie i burgerownie zaczną się zmieniać i będziemy mogli poznać więcej ulicznego jedzenia z innych krajów? Oby :)

Gringo Bar
Warszawa
ul. Odolańska
tel. 22 848 95 23
Strona internetowa: http://www.gringobar.pl/
 
Moje burrito z chilli con carne

sobota, 29 listopada 2014

Sernik kawowy z jagodami

Sernik pojechał do mnie z pewną miłą wizytą do koleżanki i jej półrocznego przystojniaka ;)
Ponoć smakował. Wiem, że był mocno kawowy ;)

Bardzo prosty do zrobienia. I zdecydowanie warto go zrobić! ;)
Nie trzeba dodawać jagód - można zrobić po prostu sernik kawowy. Można dodać również rozpuszczoną tabliczkę czekolady lub kakao i zrobić sernik czekoladowy.

Składniki:
Spód:
200 g ciastek maślanych
80 g masła
Masa serowa:
1 kg sera sernikowego lub półtłustego potrójnie mielonego
120 g (ok. 1/2 szklanki) cukru
3 duże jajka
200 ml śmietany kremówki
4 łyżki kawy rozpuszczalnej (ja dałam troooochę więcej ;))
2 łyżeczki cukru waniliowego
Dodatkowo: ok. 200 ml jagód

Ciastka maślane bardzo drobno kruszymy. Dodajemy rozpuszczone masło i dokładnie mieszamy do uzyskania konsystencji mokrego piasku, którym wykładamy dno tortownicy i wkładamy do lodówki na ok. 30 minut.

Wszystkie składniki na masę serową umieszczamy w misie miksera i mieszamy do czasu polączenia się wszystkich składników - nie dłużej, żeby nie napowietrzać masy.

Na mocno schłodzony spód wykładamy jagody (możecie ich nie dodawać, a jeśli macie mrożone - dodać bez rozmrażania!) i wylewamy na nie masę serową.

Pieczemy ok. 80 minut w temperaturze 160 stopni.
Zostawiamy do przestygnięcia w uchylonym piekarniku, po czym wkładamy na minimum 4 godziny do lodówki.

Smacznego :)

P.S. Czy wspominałam, że sernik jest idealny do kawy? ;)
 

środa, 26 listopada 2014

Szarlotka sypana

Wyobrażacie sobie ciasto bez zagniatania, ugniatania, mieszania, miksowania, itd?
Ja już tak - ono istnieje i jest naprawdę dobre! ;)
Składniki:
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka kaszy manny
1 szklanka cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 kg jabłek, startych na tarce o grubych okach
1 łyżeczka cynamonu
150 g masła (3/4 kostki)

W misce mieszamy mąkę z kaszą manną, cukrem i proszkiem do pieczenia - całość dzielimy na 3 części.

Starte jabłka mieszamy z cynamonem i całość dzielimy na 2 części,

Na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia wysypujemy równomiernie 1 z 3 części suchych składników. Na to wykładamy równomiernie połowę jabłek, na to znowu warstwę sypką, jabłka i ostatnią warstwę sypką. Na wierzch ścieramy masło i rozkładamy cienką warstwą na wierzchu ciasta.

Tak przygotowane ciasto wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy przez 60 minut.
Masło topiąc się zespoli wszystkie warstwy.

Smacznego :)

niedziela, 23 listopada 2014

Zupa gulaszowa: Listopadowe Wyzwanie Blogerek

Misja Listopadowa: Dania Rozgrzewające
No to do dzieła: Zupa z mięsem, warzywami, ziemniakami i rzucanymi kluskami, doprawiona na ostro. Ciepło? Cieplutko!

Uwielbiam zupę gulaszową. Wszyscy znajomi i ludzie z którymi pracuję wiedzą (bo chwaliłam się często), że najlepszą zupę gulaszową robi moja Teściowa. Moja nie do końca umywa się to Jej, ale też jest dobra, ba, nieskromnie powiem: bardzo dobra! :)
Składniki:
2 duże cebule
500 g mięsa wołowego
1 duża papryka
2 średnie marchewki
1 litr bulionu - najlepiej wołowego, ale może być też warzywny
1 szklanka przecieru pomidorowego
2 liście laurowe
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki ostrej papryki
ziemniaki - około 6-7 średnich
sól i pieprz do doprawienia
Rzucane kluski:
1 jajko
1 szklanka wody
10-12 kopiastych łyżek mąki
szczypta soli i pieprzu


Cebulę pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oleju. Cebulę zdjąć z patelni, wrzucić na nią pokrojoną w kostkę wołowinę i zrumienić z każdej strony. Dodać podsmażoną cebulę, pokrojoną w kostkę paprykę i pokrojoną w krążki marchew po czym przykryć i dusić pod przykryciem, mieszając co jakiś czas, przez 5-10 minut aż papryka się lekko zrumieni. Dodać bulion, przecier pomidorowy, liście laurowe, obie papryki i gotujemy na niewielkim ogniu przez około godzinę - mięso powinno być miękkie, a zupa trochę odparować i zmięknąć. Po tym czasie dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki i nadal gotujemy. Jak ziemniaki zaczną mięknąć - robimy kluski rzucane i dodajemy do zupy.

Kluski rzucane
Jajko dokładnie bełtami i mieszamy z wodą i szczyptą soli i pieprzu. Dodajemy po łyżce mąki i dokładnie mieszamy - po dodaniu całej mąki powinna powstać gęstawa, ciągnąca się masa - tę masę nabieramy na łyżkę i pomagając sobie drugą łyżkę zrzucamy po niewielkiej klusce ciasta bezpośrednio do zupy.

Całość gotujemy jeszcze około 10 minut - ziemniaki będą już bardzo miękkie, a kluski będą dobre w środku.

Zupę podajemy gorącą.

Smacznego :)

I zajrzyjcie również do pozostałych dziewczyn biorących udział w wyzwaniu:
Marta www.magicznezyciemarty.pl
Paulina http://mojapasjasmaku.blogspot.com/
Iwona http://izioni-smaki.blogspot.com/
Magda http://only-my-simple-kitchen.blogspot.com/
Justyna http://www.tysiagotuje.pl/
Gosia http://www.daylicooking.pl/
Sabina http://kobietywsieci.blogspot.com/
Dorota http://doodorka.blogspot.com/

środa, 19 listopada 2014

Koktajl z buraka, banana, gruszki, pomarańczy z miodem i cynamonem

Burak.
Żelazo.
Mam anemię żelazową odkąd pamiętam. Przez to nie mogę być dawcą krwi, bo na każdych badaniach mnie to dyskwalifikowało.
Od czasu do czasu nachodzi mnie potrzeba, żeby temu nieszczęsnemu żelazu trochę pomóc i biorę się za jedzenie buraków. Właśnie dlatego powstał ten koktajl. Zdrowie przede wszystkim? ;)
 
Składniki:
2 średnie buraki
2 gruszki
1 duży banan
3 szklanki świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego
1/2 łyżeczki cynamonu
2 łyżki miodu

Buraki ugotować tak, żeby były miękkie.
Buraki, gruszki i banana kroimy na mniejsze kawałki, umieszczamy w naczyniu, dodajemy sok pomarańczowy, cynamon, miód i dokładnie blendujemy.
Podajemy od razu lub po schłodzeniu.

Smacznego :)

niedziela, 16 listopada 2014

Sernik dyniowy z ciasteczkami Oreo

Ponoć po serniku potrójnie cytrynowym to najlepszy sernik na blogu - tak przynajmniej stwierdziła moja Teściowa. No a z Teściową, jak wiadomo, kłócić się nie można, prawda? :>
Składniki:
Spód:
200 g ciastek Oreo z ciemnym kremem
50 g stopionego masła
Masa serowo-dyniowa:
1 kg dyni, którą dokładnie blendujemy
7 pudełek śmietankowego serka np. Almette
4 jajka
1 szklanka cukru
2 tubki mleka skondensowanego słodzonego
1 łyżka ekstraktu waniliowego
1 płaska łyżeczka cynamonu
4 łyżki mąki ziemniaczanej
Dodatkowo:
ok. 50-100 g ciastek Oreo z grubsza pokruszonych

Dynię kroimy w paski i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 30 minut - aż dynia będzie miękka. Po tym czasie dynię wyjmujemy, obieramy ze skóry i dokładnie blendujemy (ja zrobiłam to niezbyt dokładnie, co widać na którymś ze zdjęć ;)).

Spód
Ciastka Oreo dokładnie mielimy lub ścieramy na tarce. Dodajemy stopione masło i całość dokładnie mieszamy do uzyskania mokrego pisaku. Wylepiamy tym dno tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i podpiekamy ok. 10 minut w temperaturze 180 stopni.

Masa serowo-dyniowa
Wszystkie składniki na masę wkładamy do miski i dokładnie mieszamy. Nie trzeba tego robić mikserem (a jeśli już używacie miksera, to miksujcie tylko do połączenia się składników, żeby nie napowietrzać za mocno masy), można to zrobić drewnianą pałką do ucierania.
Gdy składniki będą dobrze połączone - wylać je na przestudzony spód z ciasteczek i wstawić do nagrzanego do 220 stopni piekarnika na 15 minut, a następnie zmniejszamy temperaturę do 140 stopni i pieczemy jeszcze przez godzinę - brzegi sernika będą ścięte, a środek ściągnięty i lekko drżący. Zostawić w piekarniku do ostudzenia, a po ostygnięciu wstawić do lodówki na minimum 3 godziny - najlepiej na całą noc.

Smacznego :)
 

poniedziałek, 3 listopada 2014

Palcem po mapie: Warszawa, La Maison Gourmand, Chłodna 15

Jak pisałam na profilu na facebooku i w jednej z poprzednich notek, dzięki Marzenie z portalu Biuro-Kreacja dostałam możliwość wzięcia udziału z otwarciu restauracji La Maison Gourmand, która mieści się na warszawskiej Woli, przy ul.Chłodnej 15.
Dzień był piekielnie zimny (choć w zasadzie jak na październik to chyba nic dziwnego? ;)), ale na szczęście atmosfera i samo miejsce skutecznie go ociepliły i, przede wszystkim, osłodziły.

La Maison jest podzielona na parę stref - niedaleko wejścia jest lodówka z dużym wyborem lodów (polecam cytrynowe! pyszne! :)), dalej długa lada z wypiekami - zarówno tymi na słodko, jak i wytrawnymi. Idąc dalej, znajdziemy część restauracyjną z dużym barem z napojami i otwartą kuchnią.
Wnętrze urzekło mnie całkowicie. Eleganckie, ale cudowne. Każda ze stref restauracji urządzona jest trochę inaczej, ale mimo to widać tu spójność. Kolorowe fotele, ciekawe rysunki pod sufitem, ciekawe tabliczki z różnymi złotymi myślami. Cudo! Cudo, które może trochę rozpraszać, ale z drugiej strony na pewno zajmie wzrok w czasie oczekiwania na posiłki.
Jedzenie? Trudno to tak do końca określić. Wynika to z tego, że przy tego typu wydarzeniach są raczej zimne płyty plus dosłownie parę dań ciepłych. Na zimno królowały francuskie wędliny, sery, śledzie - i o ile trudno ocenić walory, o tyle na tym stanowisku widać było, że obsługa nie do końca się wyrabia. Walczyli dzielnie, ale był moment, kiedy talerze były raczej puste niż pełne. Inaczej z ciepłymi daniami, których były 3 - mini szaszłyki, zraziki i zupa dyniowa. Wszystkie 3 pozycje - bardzo smaczne.
I moja ulubiona część: wypieki i lody. Lodów mnóstwo, aż nie wiadomo na co się zdecydować. Mogę z czystym sumieniem polecić gałkę cytrynową! Na długich ladach wyłożone mnóstwo babeczek, trufli, ciastek i bez. Z babeczek wyborne były babeczki kawowe, ale większość z tych, które miałam okazję próbować były przepyszne! Tak samo jak croissanty, co sprawia, że na śniadanie będę musiała wybrać się tam obowiązkowo ;)

Rzeczą, która na otwarciu lekko kulała był brak miejsc siedzących. Owszem, było ich parę, ale na tę ilość ludzi, która była obecna, to zdecydowanie na mało. No ale okazja raczej niecodzienna, więc nie ma co wybrzydzać ;)

Jeśli chcecie przeczytać relację ze śniadania prasowego, które miało miejsce w La Maison - relację Roberta znajdziecie tutaj: KLIK.

La Maison Gourmand
Warszawa
ul. Chłodna 15
tel. 22 652 36 60
godziny otwarcia:
pon-nd 8.00-23.00

A ja zapraszam do krótkiej fotorelacji :)
I do zobaczenia w La Maison - bo ja zamierzam zawitać co najmniej jeszcze raz :)
 
 
Lody! :)