poniedziałek, 1 grudnia 2014

Palcem po mapie:Warszawa, Gringo Bar

"Chciałem mieć swoje miejsce, w którym spokojnie mógłbym sobie posiedzieć, spotkać się ze znajomymi, nakarmić ich, pogadać... I tak powstał Gringo Bar." Coś sprawiło, że to zdanie, wyczytane w weekendowym wydaniu portalu gazeta.pl przykuło uwagę PanaMęża.
No to poszliśmy. Dopiero po wizycie, dzięki KukBukowi, dowiedziałam się, zę to zdanie wypowiedziane przez Macieja Bilkę, czyli "Bilona". Każdy, kto słucha hip-hopu i/lub kojarzy Hemp-Gru wie o kim mowa.
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://kukbuk.com.pl/miejsca/1510,gringo-bar

Zostałam więc wyciągnięta do Gringo Baru parę dni temu i... było ostro! Ale po kolei...

Gringo mieści się na Mokotowie, na parterze jednej z mokotowskich kamienic, przy jednej z wąskich uliczek. Przygotujcie się więc na problem z miejscami do parkowania, jeśli planujecie się tam udać samochodem.
Wnętrze jest maluteńkie - 2 długie stoły z miejscami do siedzenia dla około 10 osób. Na stołach dzbanki z wodą i miętą i papierowe kubki. Się ludzie częstują!
Na zewnątrz 2 stoliki i parę krzeseł.
W środku meksykańskie czaszki w bandanach - w końcu o kuchnię tex-mex chodzi!

Menu raczej niewielkie, a obsługa chętnie wytłumaczy co i jak i co warto.
Ceny? Zupa - 15 zł, burrito i quesadilla - 20 zł (mała), 25 zł (duża), tacos - 25 zł za 3 sztuki.
Drogo czy niedrogo - trudno dyskutować, zwłaszcza, że właściciel i obsługa podkreślają, że za tę jakość mięsa i składników - nie da się taniej. A składniki, co możemy potwierdzić - świeże i naprawdę wysokiej jakości!

My oboje zdecydowaliśmy się na duże burrito i to  nim będzie teraz mowa.
Ja zdecydowałam się na burrito z chilli con carne, PanMąż z gringo chicken (kurczak z kukurydzą, fasolą i groszkiem). Ja z sosem łagodnym,  PanMąż ze średnim. Warto wiedzieć, że sos ostry jest ponoć naprawdę ostry - aż boję się pomyśleć jak bardzo, biorąc pod uwagę to, co my dostaliśmy ;)
Do każdej potrawy dobiera się dodatki w wersji standard, extra bądź super. My wzięliśmy wersję standard bez śmietany (a w zasadzie jogurtu ;)).

Moje chilli con carne - dobre, choć żałuję (ale to moja wina), że wzięłam z kolendrą. Zawsze zapominam, że za nią po prostu nie przepadam... No ale... Mięso - super! Przyprawione - super! No, prawie - do momentu aż nie natknęłam się w mojej porcji na ogromny kawał ostrej papryki. Jako, że moja tolerancja ostrości jest na dość niskim poziomie, choć i tak wzrosła odkąd poznałam PanaMęża, to prawie popłynęły mi łzy. Wiem - chilli, czyli powinnam być gotowa na ostrość, ale nie aż taką ;)

PanMąż w tym czasie zajadał się gringo chicken, czyli już wspomnianym farszem z kurczakiem, kukurydzą, fasolą i groszkiem, z sosem średnim. I gdyby nie ten sos średni to z miejsca bym się z nim zamieniła, bo tym razem, o dziwo, zdecydowanie bardziej mi smakowała jego wersja.

Dwie ważne rzeczy:
1. jeśli zje się całą papryczkę habanero - je się za darmo. Od razu z tego miejsca gratuluję odważnym ;)
2. w lokalu mogą się stołować wegetarianie i bezglutenowcy

Czy wrócimy? Nie wiem, być może. Ale do spróbowania - polecam.
Może w końcu suszarnie, frytkownie i burgerownie zaczną się zmieniać i będziemy mogli poznać więcej ulicznego jedzenia z innych krajów? Oby :)

Gringo Bar
Warszawa
ul. Odolańska
tel. 22 848 95 23
Strona internetowa: http://www.gringobar.pl/
 
Moje burrito z chilli con carne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz! :)
Zapraszam również serdecznie do obserwowania bloga w Google+ oraz śledzenia na facebooku!

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia :)