Jakiś czas temu pytałam Was, czy bylibyście zainteresowani czytaniem moich/naszych subiektywnych opinii o miejscach, które odwiedzamy. Odpowiedź brzmiała tak, a ja zbierałam się i zbierałam do tematu od jakiegoś czasu.No i oto jest, oznaczony nowym tagiem: palcem po mapie.
W ostatnim czasie zrobiliśmy sobie tygodniowy urlop i odwiedziliśmy Lublin, Nałęczów (tylko przejazdem) i Kazimierz Dolny. Na Kazimierz, w którym jadaliśmy wybornie, poświęcony zostanie osobny post. Dziś: Lublin i Nałęczów.
Stół i Wół, Lublin, ul. Bramowa 2
https://www.facebook.com/stoliwol
Chodziliśmy po Starym Mieście i nie bardzo mogliśmy się zdecydować co zjeść (pierwszego dnia trafiliśmy do miejsca, które było kompletnym niewypałem, więc nie będę Was 'raczyła' opinią). Polecana była nam Czarcia Łapa, ale ze względu na pewne ograniczenia kubków smakowych PanaMęża w końcu się na nią nie zdecydowaliśmy. Poszliśmy właśnie do Stołu i Wołu, który mieści się niedaleko Bramy Krakowskiej, naprzeciwko informacji turystycznej. W menu hamburgery, sałatki i dania z grilla. Na pewno zaskoczyła nas pozycja "Deska serów" w sekcji "Desery", ale kto wie... ;)
Z menu szybciutko wyłowiliśmy foccacię z serem i masłem czosnkowym - była dobra, ale nijak się ma do mojej ulubionej, jedzonej w jednej z podwarszawskich restauracji (o której też Wam kiedyś opowiem). No i nie do końca czuliśmy w niej masło czosnkowe, a szkoda.
Oprócz tego PanMąż wybrał dla siebie burgera "Jack" - za bodajże 26 zł; z sosem Jack Daniels. Burger, ze względu na sos, lekko słodkawy, wypieczony w sam raz. Dodatkowo z domowymi frytkami i sałatką colesław, czyli tak, jak najczęściej bywają podawane burgery w chyba powoli przemijających burgerowniach. W każdym razie: PanMąż był zadowolony.
Ja zdecydowałam się na szaszłyk z kus-kusem i sałatką z pomidorami. Dostałam danie i... oniemiałam! Porcja była og-ro-mna! Mimo, że miałam nieodzowną pomoc przy zjadaniu mięcha - i tak nie opróżniłam deski, na której danie dostałam ;) Kus-kus pyszny, chociaż bardzo żałuję, że podany na zimno - dużo lepszy byłby ciepły. Szaszłyk z boczkiem, cebulą i papryką był bardzo dobry - najlepsze jednak z niego były kawałki mięsa - im bardziej przypieczone (przypalone?) - tym lepsze :)
Wnętrze? Industrialne - mi się bardzo podobało!
W dodatku - serdeczne pozdrowienia dla Pana Kelnera, który był przemiły! :)
Karczma Nałęczowska, Nałęczów, ul. Poniatowskiego 4
http://karczmanaleczowska.org/
Z Lublina przenosiliśmy się na parę dni do Kazimierza. Jako, że nie spieszyło nam się i mieliśmy trochę czasu - zatrzymaliśmy się na posiłek w Nałęczowie. Pogoda była koszmarna i nawet czekolada w pijalni czekolady Wedla nie poprawiła nam nastroju.
Przypadkiem zaszliśmy do Karczmy Nałęczowskiej. Jak się okazuje - swojego czasu Magda Gessler przeprowadzała w tym miejscu swoje kuchenne rewolucje (odcinek możecie znaleźć TUTAJ).
Ja z przystawek zrezygnowałam, choć udało mi się spróbować barszczu czerwonego, na który połasił się PanMąż. Barszcz był z uszkami i był całkiem smaczny - choć nie umywa się do barszczu z ziemniakami, który robi moja Mama :)
PanMąż z menu wybrał szaszłyka z Nałęczowa do Lublina z ogórkami kiszonymi i opiekanymi ziemniakami. Określa go jako "ciekawy", czyli smakował mu ;) Jedna z rzeczy, która nas zaskoczyła - sposób podania - na dużym chlebie.
Ja zdecydowałam się na rague z dzika z grzybami, który było pyszne! Trochę bałam się dzika, bo jadłam go bodajże drugi raz w życiu, ale bez wahania zdecydowałabym się zjeść go i po raz drugi. Dobrałam do nich kluseczki kładzione, które były super. Jedna rzecz, która mnie zaskoczyła to przybranie, na które składał się... arbuz.
Do posiłków mogliśmy wybrać sobie coś z barku sałatkowego, który był raczej mizerny.
I coś, co kompletnie nam nie pasowało - kelner. Kompletnie nie był w stanie doradzić, ba, nie do końca wiedział z czego się składała część dań i sałatek.
To tyle na dziś...
Byliście w którymś z tych miejsc? Planujecie być?
same dobre rzeczy zjedliście :) choć ja też wolę domowe to ten barszczyk prezentuje się bardzo smakowicie :)
OdpowiedzUsuń